Ja
jestem Zmartwychwstaniem i życiem (J 11,25)
|
||
Kochani, właśnie zabierałem się, aby napisać Wam o świętach Wielkiej
Nocy, o radości i nadziei jaką wlewa w nasze serca Zmartwychwstały Jezus. Ale
dzisiejszy dzień oraz wydarzenia ostatnich dni i godzin przynaglają mnie, aby
podzielić się z Wami moim stanem ducha. Dziś dowiedzieliśmy się o śmierci Ilie, rumuńskiego jezuity, który studiował filozofię w Padwie. Miał 26 lat, przeżył cztery lata w naszym zakonie. Ta nagła i niespodziewana, również dla niego, śmierć wstrząsnęła nami bardzo. Wszyscy znaliśmy go jako wesołego, pełnego entuzjazmu młodzieńca. Był żywy, radosny, otwarty na kontakty, potrafił być i dosadny, sprytny, krytyczny. Spotkałem go tylko raz - podczas niezapomnianego spotkania młodych z Ojcem Świętym w Loreto. Byliśmy tam dwa tygodnie, rozmawiając, pracując, żartując, razem spędzając czas. Później odprawialiśmy nasze rekolekcje w Bolonii. Nic chyba tak bardzo nie łączy ludzi jak modlitewne milczenie. O tragicznym w skutkach wypadku na motorze dowiedziałem się w pierwszy
dzień świąt Wielkanocnych. Następujący po tym tydzień zbliżył nas
jeszcze bardziej. Mieliśmy nadzieję, że niebawem wyjdzie ze śpiączki.
Codziennie pytaliśmy się jeden drugiego, czy są jakieś nowe wiadomości o
jego stanie zdrowia. Jeszcze dziś rano telefonowaliśmy do Padwy, aby dowiedzieć
o kolejne szczegóły. Po południu przyszedł fax zawiadamiający o jego śmierci. Tysiące pytań i wątpliwości zaczęły się nagle kotłować w mojej głowie.
Dzień wcześniej na spotkaniu skautów mówiłem konferencję na temat
Zmartwychwstania. Powiedziałem wówczas: "Tam, gdzie kończy się ludzka
nadzieja, tam, gdzie ludzka bieda nie znajduje już żadnej drogi wyjścia -
interweniuje Bóg". Teraz jakbym w te słowa powątpiewał. Mimo, że nie przeżyliśmy razem wielu chwil łączyło nas bardzo dużo. Wybraliśmy życie zakonne, aby w ten sposób naśladować Jezusa i pomagać innym ludziom w ich życiu. Żyliśmy nadzieją i pragnieniem kapłaństwa, gdyż takie otrzymaliśmy od Pana powołanie. Pamiętam jakie miał plany studiów teologicznych w Niemczech, zamiary przyszłej pracy w Rumunii. Bardzo trudno odnajdywałem odpowiedź na pytanie: „dlaczego?” Ogarnął mnie smutek, chciało mi się płakać. W szufladzie znalazłem
zbiorowe zdjęcie z Loreto, gdzie Ilie jak zwykle był uśmiechnięty. W całym
domu zapanowało milczenie, powaga. Jeden z moich współbraci, który przez rok
studiował razem z Ilie w Padwie powiedział: „Moje serce jest
smutne”. Wieczorem odbywało się nasze tradycyjne spotkanie modlitewne w centrum
miasta w intencji powołań. I podczas tego spotkania, którego tematem było
spotkanie Marty i Marii z Jezusem w Betanii, zobaczyłem, że właśnie ten
fragment Pisma świętego staje się dla mnie odpowiedzią na nurtujące mnie
pytania. Pan Jezus zapragnął, aby Ilie zasiadł już na wieki u Jego stóp w
wpatrywał się w Jego oblicze. Późno wróciwszy do domu długo wpatrywałem się w moją rumuńską ikonę Chrystusa i prosiłem Jezusa, aby wbrew rozpaczy, smutkowi i przygnębieniu pocieszył rodzinę i nas wszystkich, których ta śmierć tak niespodziewanie dotknęła. Bo tylko On, Zmartwychwstały Pan może dać w tych chwilach trudną nadzieję. Neapol, 16 kwietnia 1996 r.
|