CZUWANIE
PRZED ZESŁANIEM DUCHA ŚWIĘTEGO Neapol 1995 |
||
Gdy
zabierałem się do pisania ogarniało mnie coraz większe powątpiewanie: kto
to będzie chciał właściwie czytać? Nasze czuwanie to nie to, co pamiętam z
Łodzi: 1000 osób, wielkie nazwiska, trzy zespoły wspomagające śpiew, afisze
rozlepione na mieście, foldery, kamery telewizyjne, tysiące bułeczek... A
jednak coś mnie ciągle popychało do napisania paru słów. Otóż
już po raz drugi w Neapolu, w kościele, który wypożyczamy na polskie msze św.
odbyło się czuwanie przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego.
Spodziewałem się, że w czuwaniu weźmie udział 10-15 osób, gdyż prawie
wszyscy Polacy w sobotę wieczór pracują. Gdy wszedłem do kościoła nie było
jeszcze nikogo. Chyba ogarniało mnie wtedy zwątpienie. Ale gdy zobaczyłem
jedną z dziewczyn z gitarą, na której co prawda nie potrafiła grać, byłem
już pewny - czuwanie odbędzie się. Było
nas ok. 30 osób. Czuwaliśmy cztery godziny, a ja wszystko koordynowałem (chyba
to lubię robię, ale w tym wypadku zadanie to przerastało moje siły): byłem
odpowiedzialny za cały przebieg czuwania, za "konferencyjki", za śpiew,
za ... Ducha Świętego. Tak, czułem się odpowiedzialny, aby ci, którzy po
raz pierwszy uczestniczyli w takim czuwaniu doświadczyli mocy Ducha. Nie
będę opisywać tych naszych czterech godzin czuwania przed Panem, ale chcę
podkreślić kilka ważnych elementów. 1.
Po pierwsze nasze czuwanie nie było odosobnione. Czuwaliśmy razem z całym
Kociłem, z Ojcem świętym, który wówczas był w Belgii, z Wami w Łodzi, z
wieloma grupami i wspólnotami na całym świecie. Ta świadomość wspólnej
modlitwy Kościoła dodawała nam siły tak potrzebnej do trwania na modlitwie. 2.
Razem z nami czuwały dwie Włoszki. Nic nie rozumiały z tego, co mówiliśmy,
ale - i to sprawiał Duch Święty - bezbłędnie włączały się we wspólną
modlitwę wezwaniami wypowiadanymi po włosku. Na zakończenie jedna z nich
powiedziała, że nigdy w życiu czegoś tak wspaniałego nie przeżyła. 3.
Podczas czuwania była możliwość skorzystania z sakramentu pojednania. Prawie
wszyscy przystąpili do spowiedzi, niektórzy po raz pierwszy od bardzo dawna.
To prawdziwy dar Ducha Świętego. Wracając
do domu, już po północy, przeżyłem coś, co w Łodzi chyba nie byłoby możliwe,
gdyż czuwania kończyły się nad ranem, gdy wszyscy jeszcze smacznie spali.
Ale tu, w ciepłą (żeby nie powiedzieć gorącą) noc, wyszedłem z
rozmodlonego Wieczernika Kościoła w gwar neapolitańskiej ulicy. Przechodziłem
przez pobliski plac (w wielkości Placu Wolności w Łodzi) wypełniony po
brzegi samochodami, motocyklami, młodzieżą hałaśliwą, podpitą - gwar tego
świata! Niesamowity kontrast. Przemykałem się między obcałowującymi się
parkami a jadącymi samochodami, aby jak najszybciej dotrzeć do domu. Świat, który czeka na zwiastunów Dobrej Nowiny, świat który czeka na Miłość, świat który czeka na Jezusa! Neapol, 20 czerwca 1995 r.
|