Palermo - spacer uliczkami miasta


W przerwie semestralnej, po egzaminach, udałem się na Sycylię. Pragnąłem wygrzać się w słońcu, gdyż o tej porze roku (a był to luty) można tam spotkać nie tylko wiosnę, ale lato. Jednak nie miałem na tyle szczęścia co w roku ubiegłym. Zamiast słońca zastałem deszcz, chłód i nieprzyjemny wiatr. Tak więc krótkie spodenki i kąpielówki zamieniłem na duży parasol i ciepłą kurtkę. Niesforne warunki klimatyczne, jakie zapanowały na "wyspie słońca" na szczęście nie zakryły uroków znanego na całym świecie Palermo - stolicy Sycylii.

Sycylia jest miejscem szczególnym. Od wieków mieszały się tu kultury, narody i języki. Byli tu Grecy (od VIII w. przed Ch.), Rzymianie, Arabowie, Normani, Francuzi i Hiszpanie. Każdy z tych narodów zostawił coś po sobie: świątynie, teatry, kościoły, pałace...

Lubię spacerować po Palermo. Może dlatego, że jest bardziej przestronne niż Neapol i ruch samochodowy jest tu bardziej zorganizowany. A może i dlatego, że Palermo tak bardzo Neapol przypomina.

Wałęsam się (dobrze jest znów powrócić do tego pięknego słowa) więc to tu, to tam, i każde nowe miejsce zaskakuje mnie swoim urokiem.

Pierwszą rzeczą jaką chciałem zobaczyć to pałace. Miasto jest pełne przepięknych hiszpańskich pałacy z XVI-XVIII wieku. Niewiele trzeba się nachodzić, by zobaczyć te potężne budowle z fasadami ozdobionymi rodowymi herbami, z przepięknie zdobionymi balkonami. Każdy z nich jest inny, ale łączy je co wspólnego - piękno i majestat. Oczywiście duża ilość tych pałacy powoduje, że wiele z nich jest, delikatnie mówiąc, zaniedbanych. W większości jednaj przerobione są na biura, urzędy, muzea. Jeden wydawał mi się być zamieszkały. Próbowałem więc sforsować bramę, aby nasycić się pięknem dziedzińca. Jednak wszystko było szczelnie zamknięte, a uliczni sprzedawcy tłumaczyli mi, że mieszka tu księżna. Rzeczywiście, nazwiska na domofonie świadczyły o błękitnej krwi mieszkańców.

Następnie udałem się na bazar. Ulice, uliczki i zaułki wypełnione są tu szczelnie straganami. Handluje się wszystkim. Obok kramów z odzieżą - warzywa, chemia gospodarcza, starocie. Panuje tu specyficzny zgiełk, gwar, ruch: wszyscy pokrzykują, oczywiście w nieznanym mi dialekcie. Zapach smażonego na węglu drzewnym mięsa miesza się z sycylijską muzyką. Każdy stragan z owocami, warzywami, rybami czy mięsem jest udekorowany: kwiaty, kolorowe lampki, a w ramkach rodzinne fotografie. Przy ladzie, obok właściciela, najczęściej potężnego z brzuchem bruneta o śniadej twarzy z sumiastym wąsem, stoi syn, identyczny jak ojciec, tylko niższy i bez wąsów. Przypominają mi ruskie "baby" - drewniane układanki różniące się tylko wielkością. Handlujący zachęcają do kupna, choć cieszą się jak kto tylko podziwia jakość towarów. Różnorodne gatunki pomarańczy, mandarynek, oliwek, pomidorów i wiele warzyw i owoców hodowanych tylko na Sycylii cieszą oczy kolorystyką i pięknem.

Ale nagle uniosłem wzrok i zobaczyłem coś przerażającego. Nad straganami sterczały rudery. Domy z oknami zasłoniętymi tekturą, odrapane mury, dziury po pociskach z drugiej wojny światowej. Do tego nad ulicami rozwieszony były niekończące się sznury z bielizną świadczące o tym, że domy te są zamieszkałe.

Nieco dalej, po filiżance mocnej kawy, którą można wypić w jednym z licznych barów, wszedłem do znanego mi z poprzedniego pobytu w Palermo kościoła greckiego. Jest on niezbitym dowodem na bogatą, wielonarodową historię wyspy. Najstarsza część kościoła pochodzi z XI wieku. Następnie wnętrze zostało pokryte wspaniałymi bizantyńskimi mozaikami. Później, w okresie baroku, kościół powiększono i ozdobiono charakterystycznymi dla tego okresu obrazami i złoceniami, a przy rozbudowie wykorzystano kolumny z synagogi i z meczetu. Spotkałem tu popa z długą i gęstą brodą, który z przyjemnością oprowadził mnie po wnętrzu świątyni. Nie tylko wyjaśnił historię kościoła, ale i teologię wspaniałych mozaik: kolory, napisy, przedstawione postacie. Szczególnie utkwiła mi w pamięci ikona-mozaika narodzenia Pańskiego będąca ilustracją apokryficznej protoewangelii wg Jakuba. Później zaprosił mnie do swojego biura racząc szklanką wybornego wina mszalnego.

A na koniec jeszcze jeden charakterystyczny akcent miasta - mafia. Tak na co dzień obecności mafii można by nie zauważyć, żeby nie uzbrojeni młodzi żołnierze, którzy 24 godziny na dobę pilnują wejścia do budynków rządowych i domów, w których mieszkają sędziowie i prokuratorzy. O mafii się też nie mówi. Samo słowo jakby wyszło z codziennego obiegu. Mafię można dziś zobaczyć w telewizji w relacjach z procesów i, co gorsze, z codziennych informacji o kolejnych zabitych.

Wrażenia z tego spaceru są niezapomniane. Wróciwszy do domu od razu przelałem je na papier, aby nie zapomnieć tego, co zobaczyłem. Tak łatwo umykają mojej pamięci wydarzenia z przeżytych dni.

 

Andrzej BATORSKI SJ,

Neapol, marzec 1996.