Medytacja
- Łk 2, 3 – 7
Tekst opracowała i medytację prowadziła Agnieszka Świstek
przy
współpracy o. Andrzeja Batorskiego, SJ.
W ciszy tego grudniowego wieczoru staję przed moim
Bogiem, przed Tym, który z miłości do mnie zesłał na świat swojego Syna Jednorodzonego. Jest to czas autentycznego spotkania z
Panem. Zapytam siebie: „Jak Bóg patrzy na mnie?” Spotkam się z Jego
spojrzeniem. Poczuję Jego subtelną obecność, podobną do łagodnego powiewu. On
tutaj jest ze mną. Nawet, jeśli Go nie czuję – On jest. Pragnie On, by ta
medytacja – jak lampa – oświetliła moje życie, by pozwoliła dostrzec w nim
ślady Ojca.
U progu tej medytacji proszę „Boga, Pana mojego, aby
wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny, były skierowane w sposób czysty do
służby i chwały Jego Boskiego Majestatu”.
Spróbujmy wejść z hojnością serca w tekst Pisma
Świętego. (Łk 2, 3 – 7)
„Wybierali się
wszyscy, żeby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z
Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem,
ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną
sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi
czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna,
owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w
gospodzie.”
Jestem w drodze do Betlejem. Wyobrażę sobie to
miejsce. Idę drogą wraz z Józefem i Maryją. Za nami wiele przebytych
kilometrów. Pod stopami czuję piasek i kamienie. Na twarzy Józefa i Maryi
rysuje się ogromne zmęczenie...
Przyjrzę się tej drodze. Zobaczę krajobraz wokół,
drzewa, krzewy...
Dochodzimy do miejsca nocnego postoju. Idziemy coraz
wolniej. Ulicę zaczynają wypełniać zabudowania, pojedyncze domy. Obok
przydrożna gospoda. Nocny gwar. Słyszę jakieś głosy dochodzące z
wewnątrz...Widzę Jezusa rozmawiającego z właścicielem gospody. Słyszę jego
słowa...
Powoli odchodzimy dalej. Spojrzę na wyraz twarzy
Józefa. Jest taki zatroskany. Co chwilę z niepokojem patrzy na ukochaną kobietę
– Maryję. Ona milczy – łagodnie się uśmiechając.
Widzę, że ulica się kończy. Jesteśmy poza miastem. Z
daleka dostrzegamy grotę. Przyspieszyliśmy kroku. Zobaczę, jak wygląda grota
Bożego Narodzenia. Wchodzę do środka. Co widzę? Może jakieś szczegóły, cechy
charakterystyczne? Rozejrzę się po grocie, przypatrzę się jej.
Poprośmy
Boga, naszego Ojca o owoc tej medytacji:
„Proszę Cię Panie Jezu, abym przez rozważanie
tajemnicy Twego przyjścia na świat bardziej Cię ukochał, a przez to lepiej Ci
służył. Daj mi się odkryć w moim życiu i naucz mnie składać to życie w Twoje
kochające dłonie” Amen.
Spróbuję wejść całym sobą w medytację. Chcę
słuchać, patrzeć, rozumieć, czuć. Będę mówić, iść, wykonywać czynności. Chcę
czuć się swobodnie. Mówić do osób, a nie rozmyślać w sobie wydarzeń mojego
życia.
...Niedaleko od Nazaretu spotykam w drodze idącego
Józefa i Maryję jadącą na osiołku, podróżujących na południe, do Betlejem. Idę
w tą samą stronę, więc mogę się przyłączyć. Jak odbywa się to poznanie? Jak
wygląda nasz dialog? [...]
Nadszedł wieczór. Zatrzymujemy się na noc. Józef
rozpalił ognisko. Siedzimy przy nim we troje...Pobędę tak, poobserwuję – jak są
ubrani, jak się zachowują, co mówią? Przyjrzę się im [...].
Maryja i Józef mają w sobie tyle pokoju, ciepła i
miłości, że postanawiam porozmawiać z nimi o własnym życiu. Opowiadam im moją
historię aż do tej chwili(oni mnie jeszcze nie znają). Widzę zainteresowanie,
zasłuchanie na ich twarzach. Niczego przed nimi nie taję, bo mam do nich pełne
zaufanie[...].
Dzień następny. Idziemy drogą. Maryja i Józef są
wyraźnie zainteresowani moim życiem. Zaczynają rozmowę ze mną. Chodzi o moją
teraźniejszość. Czy jestem szczęśliwy? Co mnie najbardziej smuci, niszczy
wewnętrzny pokój, radość? A co mnie najbardziej cieszy? [...]
Przyszedł wieczór. Przy ognisku Maryja i Józef dzielą
się swoją wiarą i życiem, swoją miłością. Słucham bardzo uważnie, bo to
skierowane jest do mnie. Jest odpowiedzią na to, co ja im powiedziałem o sobie [...].
Przyszliśmy do Betlejem. W pewnej chwili Józef pyta o miejsce w gospodzie. Patrzę, słucham..., obserwuję reakcje poszczególnych osób [...].
Po pewnym czasie dochodzimy do groty. Nadeszła noc i
urodziło się Dzieciątko. Jest cisza i spokój. Mam czas, by porozmawiać z
Rodzicami i pokłonić się Jezusowi...
Pochylając się nad żłóbkiem, spróbuję w sercu dać moją
odpowiedź na prawdy, które odkryłem. Co konkretnie zrobię w moim życiu, czego
pragnę? W kontekście słów Józefa i Maryi zapytam siebie – jaka
jest wola Boża na moje "tu i teraz"? Co rodzi się we mnie pod wpływem
oceniania mojego życia w świetle Słowa Bożego? W tym miejscu poddam się
uczuciom, budzącym się pod wpływem zetknięcia się mojego życia ze Słowem Bożym [...].
Na zakończenie przeprowadzę szczerą, serdeczną rozmowę
z Bogiem Ojcem, Chrystusem i Jego Matką. Porozmawiam jak przyjaciel z
przyjacielem o tym, co najważniejszego usłyszałem w tej medytacji? Z czym
czułem się najlepiej, a co mi przeszkadzało? Jaka jest moja odpowiedź?
„Ojcze nasz”.